Dojrzałe społeczeństwa nie dają się nienawiści

Pamiętajmy o słowach Adamowicza: „Miłość może tylko łączyć”.

Zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza to wydarzenie tyleż wyjątkowe, co na tle historii politycznej, jakkolwiek by to mogło zabrzmieć, typowe. Jak poucza historia, śmierć przywódcy, zwłaszcza tak wyrazistego i śmiałego w swoich progresywnych decyzjach jak Adamowicz, generuje lęki, wycofanie, mechanizm racjonalizacji traumy sprawia, że jest odbierana jak coś w rodzaju „kary za grzech postępu”… Większość narodów w pewnym momencie staje przed takim egzaminem. Ale podejść do niego można bardzo różnie.

Dość wspomnieć porwanie i zamordowanie Aldo Moro, chadeckiego premiera Włoch, który jako pierwszy chciał wykonać gesty pojednania z lewicą. Śmierć włoskiego polityka na wiele lat zabetonowała scenę polityczną we Włoszech. Adamowicz nie był premierem, jego smierć raczej symbolicznie obciąża polski rząd, niż ustawia go w sytuacji godnej współczucia ofiary. Tym niemniej społeczna trauma zbiera swoje żniwo.

Jerzy Owsiak ustąpił ze stanowiska prezesa zarządu Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, przyznając w swoim oświadczeniu, że „nienawiść eksplodowała w sposób ekstremalny” i że „być może to ułatwi także wszystkim tym, którzy nawet dzisiaj nie pohamowali się, by napisać obrzydliwe słowa w moim kierunku”, gdyż „może wyluzują ci, którzy dostali w Polsce niesamowitą przestrzeń do takich działań (…) mowy nienawiści”. Inaczej mówiąc, Owsiak przyznał, że jest osobiście celem ataków, i postanowił się usunąć, żeby nie drażnić nienawistników (swojsko zwanych hejterami). Na konferencji Owsiak mówił jak ktoś, kto dostał obuchem w głowę. Decyzja o ustąpieniu ze stanowiska nastąpiła niemal natychmiast i nie wydaje się przemyślana. To raczej reakcja na traumę, odruch warunkowy. Było to niestety również przyznanie racji „hejterom” i dopisanie nowego sensu do zbrodni na prezydencie Adamowiczu.

Podobnie jak usunięcie tęczowej flagi ze schodów, na których ustawiano znicze ku pamięci Pawła Adamowicza w Lublinie. Flaga miała tam swoje miejsce – Adamowicz był jednym z nielicznych włodarzy otwarcie popierających postulaty środowisk LGBT i dbających o równość. Od 2017 r. otwierał Marsze Równości w Trójmieście i wielokrotnie wyrażał solidarność z przedstawicielami mniejszości. Jednak w Lublinie ten wyraz wdzięcznej pamięci sprzątnięto jako naruszenie zasady „no logo”, to znaczy jako coś, co kogoś mogłoby rozdrażnić.

Dziesiątki tysięcy osób wyszło 14 stycznia na ulice, by opłakiwać Pawła Adamowicza i przeżyć wspólnie tę traumatyczną tragedię. Zgromadzenia te miały różny przebieg, jednak często skręcały w stronę rozpamiętywania aktu przemocy, porównań do zamachu na prezydenta Narutowicza, wreszcie – do denuncjowania nienawiści i przemocy.

To łatwa droga przepracowywania zbiorowej traumy. To znaczy łatwa na samym początku. Potem zaczyna być trudniej i coraz bardziej niebezpiecznie, kiedy nastroje eskalują, a oskarżenia padają z obu stron. Zwieranie szeregów zawsze też oznacza zwalczanie różnorodności i odmienności – usuwanie tęczowych flag, odsuwanie kolorowych postaci od pełnienia ważnych funkcji, nawoływanie do mówienia jednym głosem…

A przecież Paweł Adamowicz całym swoim życiem dawał świadectwo wiary w to, że „powinniśmy pamiętać o szacunku dla drugiego człowieka i prawie do wyrażania swoich poglądów i przekonań – nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy”. Podkreślał też, że „różnorodność jest bogactwem, nie jest problemem! Tylko w spotkaniu z innym, tylko w spotkaniu z obcym możemy się wzbogacić” (to cytaty z wystąpienia na Trójmiejskim Marszu Równości w 2017 r.).

Jak pokazują przykłady z innych społeczeństw dotkniętych traumatycznymi wydarzeniami, takimi jak zamach na redakcję „Charlie Hebdo” we Francji czy masakra na norweskiej wyspie Utøya, świadome odejście od pierwszego odruchu agresji, uczczenie miłości, przyjaźni i gościnności pozwala leczyć rany i zachować wdzięczną pamięć o przesłaniu, które starali się nieść ludzie, przeciwko którym zwrócili się napastnicy. Świecki, rubaszny, egalitarny humor „Charlie Hebdo” celebrowano jako jeden z filarów francuskiego republikanizmu. Rozstrzelani przez Andersa Breivika nastolatkowie byli członkami socjaldemokratycznej młodzieżówki.

Francuzi przez wiele tygodni manifestowali w obronie świeckiego, nawet frywolnego stylu życia. Norwedzy odmówili porzucenia swojej z gruntu humanitarnej filozofii odnośnie do karania przestępców. Breivik otrzymał najwyższy wymiar kary, ale społeczeństwo nie ugięło się przed propozycjami, by potraktować go ze szczególną surowością czy specjalnie dla niego wprowadzić karę dożywocia.

W obliczu tragedii w Gdańsku powinno być dla nas ważne przede wszystkim to, żeby nie dać sobie odebrać radości ze wspólnego świętowania dobroczynności (choć już się to zaczyna wydarzać). To trudny egzamin, ale zdamy go tylko, jeśli będziemy mieć w pamięci słowa prezydenta Adamowicza: „Miłość może tylko łączyć”. Nie dajmy się nienawiści!