8 marca. W tym roku dzień kobiet stał się dniem uchodźczyń

Polska stała się krajem gwałtownie sfeminizowanym i musimy się zmierzyć z tym, co to właściwie znaczy.

Feminatywy w dzisiejszej sytuacji są szczególnie potrzebne. Ciągle słyszymy „Polacy pomagają uchodźcom”, „do Polski dotarł już ponad milion uchodźców”. Wyobraźnia pracuje, podsuwając nam obrazy dzielnych mężczyzn i ich zalęknionych rodzin, zamkniętych komórek społecznych, dumnych i może gotowych na pracę fizyczną. Ale tak naprawdę do Polski dotarły setki tysięcy, miliony uchodźczyń. Najczęściej kilka pokoleń matek i córek z gromadką małych dzieci. Polki i Polacy do tej pory pokazywali, że boją się uchodźców. Ale przecież nie uchodźczyń?

Ukraina poszła pełnym genderem i po prostu zakazała wyjazdu dorosłym obywatelom płci męskiej przed 61. rokiem życia. Mężczyzna ma bronić kraju, kobieta ma chronić dzieci, uciekając. Nie skarżą się, choć czujemy, że dla wielu mężczyzn to jest problem, woleliby być z dziećmi, a wojna nie jest dla nich. I dla wielu kobiet to jest problem, zresztą wiele zostaje i chwyta za broń, w końcu jest tylko zakaz wyjazdu dla mężczyzn, nie ma nakazu opuszczenia kraju dla kobiet.

Atak na Ukrainę był tak bezsensowny i brutalny jak przemoc domowa. Putin uderzył, bo myślał, że ujdzie mu to płazem. Wcześniej na całym świecie wymuszał ustępstwa i tolerancję dla swoich wybryków, jak na satyrycznym obrazku z życia rodziny, kiedy wystarczy, że ojciec podniesie pięść i warknie: „Przestań się mazać, bo ci przyłożę”, żeby w domu zapanował nieprzyjemny spokój. W rezultacie światowy porządek mający gwarantować spokój od kilku dekad przypominał meksykański klincz, w którym najsilniejsi ojcowie rodzin w kółko wymachiwali pięściami, a nie brnęli w żadne rozmowy pokojowe.

Jak się okazuje, potrzebujemy konwencji stambulskiej o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, tylko że dla państw. Tej dla kobiet też potrzebujemy, a rysujący się podział jasno pokazuje, że stosunek do konwencji, patriarchatu i kwestii genderowych będzie treścią nowej zimnej wojny. Tymczasem Polska nie może się zdecydować, rząd pewnie wolałby do obozu patriarchatu, tyle że tam dziś zrobiło się naprawdę niewygodnie. Bo niestety wojna nie jest przedłużeniem polityki innymi środkami, wojna jest oczywistą emanacją patriarchatu.

Więc na razie Polska została krajem gwałtownie sfeminizowanym i musimy się zmierzyć z tym, co to właściwie znaczy.

Po pierwsze, państwo musi współpracować z kobietami w opiece i edukacji dzieci. Żłobki, przedszkola, świetlice, stołówki, szkoły, do których nie strach posyłać, zajęcia dodatkowe, uzupełniające, rehabilitacja i wsparcie materialne, kiedy to konieczne. Także opieka dla seniorów i seniorek.

Po drugie, ochrona życia to nie tylko strzelanie do wroga, to również skuteczna służba zdrowia. Wszyscy, którzy choć przez chwilę dłużej mieszkali w obcym kraju, rozumieją, że kwestia językowa w diagnozie i leczeniu jest absolutnie kluczowa. Sami wiecie, jak często chorują zestresowane dzieci. Ale też wiele dorosłych uchodźczyń jest w jakimś typie leczenia, tak samo jak my. Mogą mieć astmę, nadciśnienie, reumatyzm, cukrzycę itp., a leki zabrane z domu niedługo się skończą. W pierwszym etapie trzeba znaleźć i przeszkolić tłumaczy medycznych. W drugim – jak najszybciej wychwycić spośród uchodźczyń medyczki i umożliwić im pracę w polskiej opiece zdrowotnej.

Po trzecie, prawa reprodukcyjne. Wiecie, że w Ukrainie dostęp do aborcji jest czymś oczywistym?

Po czwarte, rynek pracy. Jeśli się go nie pilnuje, jest to pierwszy obszar panoszenia się stereotypów i dyskryminacji. Choćby dlatego, że każdy pretekst jest dobry, żeby komuś zapłacić mniej. Tymczasem dzielne dziewczyny, które do nas przyjechały, to często bardzo kompetentne osoby. Co by nie powiedzieć o byłych demoludach, oferowały kształcenie wyższe bez większej dyskryminacji. Polsce przydadzą się inżynierki, prawniczki, psycholożki, urzędniczki, ekonomistki, logistyczki, nauczycielki, ekspertki i inne specjalistki. Choć oczywiście polski rząd chciałby w nich wszystkich widzieć same opiekunki. To przecież zdjęłoby mu z głowy straszliwy problem, jak zareagować na starzenie się polskiego społeczeństwa. Chyba śnią.

Po piąte, bezpieczeństwo. Chodzi mi i o konwencję stambulską, i o przeszkolenie policji i straży miejskich, i o bezpieczeństwo wynikające z sensownie wspomaganej integracji. Innymi słowy, nie będzie bezpieczeństwa dla nikogo, jeśli pozwolimy na szerzenie się ksenofobii, rusofobii i innych uprzedzeń podlanych obficie sosem seksizmu. Proste sytuacje życiowe bez przynajmniej podstawowej znajomości języka potrafią eskalować, a człowiek nieustannie wpadający na mur obcości i niezrozumienia codziennie wraca do łóżka leczyć psychiczne siniaki. Zróbmy wszystko, żeby tak nie było. (Aplikacje do nauki języków często oferują kursy ukraińskiego za darmo, tak tylko mówię).

Po szóste, pisałam już o starzejącym się społeczeństwie, czytamy o fatalnych prognozach emerytalnych… Dla Polski uchodźczynie to prawdziwy skarb. Nikt z rządzących Wam tego nie powie głośno, ale to nam powinno zależeć, żeby jak najwięcej z nich zostało. No to już wiemy, co trzeba robić.