Aborcja jako prawo człowieka, czyli jaką to znowu rewolucję szykują nam Francuzi?

Z punktu widzenia historii idei obserwujemy obecnie przeciekawy proces. Wykluwa się – choć słowo wykuwa i skojarzenie z hartowaniem stali też jest na miejscu – nowe prawo człowieka.

Zdania są podzielone, choć coraz więcej pytanych osób opowiada się za nim. Jak w przypadku każdego innego prawa człowieka konsekwencje włączenia go do katalogu praw podstawowych będą ogromne. Uznanie prawa do życia przekształciło zadania państwa z rządzenia poddanymi w zarządzanie i opiekę nad populacją; uznanie powszechnej równości zmiotło monarchie i tytuły szlacheckie, zniesienie niewolnictwa wymusiło przemianę imperializmu w globalizację; zniesienie tortur i zakaz nieludzkiego traktowania pozwoliły nam wyzwolić się ze szponów instytucji totalnych. Jasne, tortury, kary śmierci i nierówności wciąż się na świecie zdarzają, ale raczej pokątnie i ze wstydem*. A przede wszystkim – instytucje głównego nurtu musiały się zmienić, aby to wykluczyć (w tym świetle można powiedzieć, że katalog praw podstawowych jest czymś w rodzaju kodeksu budowlanego dla społeczeństw!).

Teraz pojawiła się nowa stawka zmian: jak będą musiały przekształcić się społeczeństwa, aby uwzględnić prawo, które ma coraz mocniejsze roszczenie do bycia prawem podstawowym i uniwersalnym, to znaczy – prawo do aborcji?

Pytanie to właśnie przestaje być czysto teoretyczne. W grudniu zeszłego roku zaczął się we Francji proces legislacyjny dążący do wpisania prawa do aborcji do konstytucji. 30 stycznia projekt przeszedł przez Assemblée Nationale – odpowiednik naszego Sejmu – większością głosów 493 do 30, co nie dziwi, gdyż parlament już wcześniej, bo w lutym 2023 r., upoważnił rząd do sformułowania konstytucyjnego zapisu w tej sprawie. Rząd zaproponował, a izba niższa przyjęła dopisanie do art. 34 precyzującego, co regulują ustawy, że: „La loi détermine les conditions dans lesquelles s’exerce la liberté garantie à la femme d’avoir recours à une interruption volontaire de grossesse” („Ustawa określa warunki, w jakich realizuje się swoboda gwarantowana kobiecie** do dobrowolnego przerwania ciąży”).

Zasiadająca we francuskim Senacie prawicowa większość co do zasady jest za nowym wpisem do konstytucji, ale zżyma się na zapis o „gwarantowanej swobodzie”. O ile w polskim języku prawnym mogłoby to oznaczać nałożenie na państwo obowiązku umożliwienia realizacji danego prawa, odróżniając je od zapisów o charakterze bardziej życzeniowym, o tyle w tradycji francuskiej chodzi o coś więcej: gwarancja prawa oznacza, że ma być ono respektowane już zawsze, przez co uzyskuje ono, poniekąd, wymiar powszechności.

Jeśli mimo wszystko Senat zgodzi się na taki zapis, kolejnym krokiem będzie przegłosowanie wpisu przez zgromadzenie ogólne, tzn. Assemblée plus Senat, kwalifikowaną większością 3/5 głosów. Ponadto uzupełnienie art. 34 może zostać poddane kontroli Rady Konstytucyjnej oraz Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Gdyby zaś Senat zmienił sformułowanie, które wyszło z izby niższej, cała karuzela uzgodnień zaczęłaby się od nowa – jednak nadal ze wskazaniem jakiegoś wpisania do konstytucji prawa do aborcji.

Można powiedzieć, że upierając się przy tym rozwiązaniu, prezydent Emmanuel Macron pokazał, że naprawdę zależy mu na zapisaniu swego nazwiska na kartach historii świata – niewykluczone bowiem, że przeforsowanie takiego prawa w jednym kraju uruchomi całe domino: w końcu Unia Europejska opiera się na założeniu, że wszyscy jej obywatele mają takie same prawa***.

W Polsce już niebawem stanie podobne pytanie: bardzo możliwe, że wśród zapowiadanych czterech projektów reformy prawa aborcyjnego pojawi się propozycja referendum. Najnowsze wyniki badań opinii publicznej wskazują, że Polki i Polacy również są gotowi na zmiany, i to w proporcji, która wcale nie wyklucza wpisania prawa do aborcji również do konstytucji (zmiana treści rozdziałów I, II i XII jest możliwa w trybie referendum – hipotetycznie prawo do aborcji wpisywano by właśnie do rozdziału II pt. „Wolności, prawa i obowiązki człowieka i obywatela”).

Hipotetycznie więc, zamiast robić referendum w kwestiach światopoglądowych zachodzące na tematykę praw człowieka – to ostatnie uznaje się za coś w bardzo złym guście, prawa człowieka bowiem są po to, by zbiorowe psychozy w rodzaju nazizmu już nigdy więcej ich nie naruszyły – moglibyśmy sobie zrobić referendum konstytucyjne o prawie do aborcji. Poparcie dla oddania decyzji w ręce osób w ciąży od ładnych paru lat utrzymuje się na wysokim poziomie i w coraz mniejszym stopniu uzależnione jest od sposobu formułowania pytań przez badaczy, co poświadcza, że temat jest dobrze rozpoznany przez respondentów, a świadomość stawek różnych stron uczestniczących w sporze jest wysoka. I tak najnowsze badanie fundacji More in Common Polska na grupie reprezentatywnej pokazuje, że poparcie dla liberalizacji wykazuje 57 proc. badanych, zaś w odniesieniu do „bliskiej im kobiety” 61 proc. uznaje, że to ona powinna mieć samodzielne prawo do decyzji o przerwaniu ciąży.

Stały poziom poparcia dla rozwiązań, które zostały wykluczone z polskiego prawa 30 lat temu, a także poziom społecznej mobilizacji wokół tematu i zrozumienia dla niego wskazuje, że referendum mogłoby się udać – byłoby to pierwsze wiążące referendum w Polsce od czasu referendum unijnego w 2003 r. Od tego czasu odbyły się jeszcze dwa takie przedsięwzięcia, w 2015 r. Polacy głosowali m.in. w sprawie wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych do Sejmu z frekwencją 7,80 proc., a podczas ostatnich wyborów parlamentarnych mogliśmy się wypowiedzieć m.in. na temat wyprzedaży polskiego majątku, podniesienia wieku emerytalnego i aspektów polskiej polityki migracyjnej, z czego skorzystała znacznie mniej niż połowa uprawnionych – 40,91 proc.

Tylko że referendum konstytucyjne zatwierdza ustawę zmieniającą konstytucję – i tu właśnie pojawia się zagwozdka, gdyż wyborcy okazują się znacznie bardziej progresywni niż ich przedstawiciele w Sejmie i Senacie (chyba że Trzecia Droga, tzn. PSL i Polska 2050, zmienią nastawienie pod wpływem jasno wyrażanych opinii własnego elektoratu, który w 68 proc. popiera zmiany).

Wróćmy jednak do początkowego pytania: czy jesteśmy gotowi na szerszą transformację społeczno-gospodarczą, charakterystyczną dla progów uznania nowego prawa człowieka? Co właściwie znaczy oddanie decyzji o posiadaniu dziecka wyłącznie w ręce kobiety? Jakie konsekwencje spowoduje oddanie decyzji o przyszłości naszych linii genetycznych (żeby nie mówić o przyszłości narodu) kobietom? Wymagałoby to, między innymi, stworzenia dobrych warunków do tego, żeby dzieci mieć: uwspólnienia troski nad bąbelkami, ale także nad seniorami i osobami z niepełnosprawnościami, którymi kobiety dziś zajmują się w przeważającej większości.

Bo obecnie rodzina nie jest tylko wspólnotą przyjemności i wartości, ale także przedsiębiorstwem pracy reprodukcyjnej (rodzenia, wychowania, karmienia, prania, cerowania, kupowania, organizacji życia, wspomagania nauki etc., etc.). Zdjęcie przynajmniej części brzemienia troski z tej jednej, decydującej osoby wymagałoby stworzenia nowych gospodarczych paradygmatów, w których opieka i troska zaczęłyby być równie ważnym wskaźnikiem co PKB i produktywność. Zmieniłoby się też nasze myślenie o stosunku pracy, którego pierwszym zadaniem stałaby się obsługa życia prywatnego (tak, w tym kierunku, choć jeszcze nie tak daleko, idą europejskie regulacje dotyczące work/life balance – równoważenia życia zawodowego i prywatnego). Jedne zmiany z całą pewnością pociągnęłyby konieczność następnych…

Do tego dochodzą badania zeszłorocznej noblistki z obszaru ekonomii Claudii Goldin z Uniwersytetu Harvarda, która na danych z okresu 200 lat wykazała, że macierzyństwo jest kluczowym zdarzeniem upośledzającym szanse kobiet na rynku pracy. To musiałoby się zmienić, ale nie tylko w postaci rozmaitych kompensacji dla pracujących matek – kluczowe byłoby też zrozumienie, że nie samą pracą żyje człowiek, a zarabianie pieniędzy nie jest najważniejszym wyznacznikiem życiowego sukcesu.

Musielibyśmy się też zastanowić nad jakością świata, do którego mielibyśmy powoływać te nowe istnienia. Od lat 90. rozmaite kolektywy feministyczne, z których najbardziej znany jest zapewne amerykański SisterSong, podkreślają, że kwestie ekologiczne są kluczowym aspektem tzw. sprawiedliwości reprodukcyjnej, która opiera się na trzech filarach:

  • prawie do nieposiadania dzieci
  • prawie do posiadania dzieci
  • prawie do wychowywania dzieci w zdrowym i bezpiecznym środowisku (ale nie tylko wychowywania: także samo płodzenie dzieci coraz częściej okazuje się problematyczne z powodu zanieczyszczenia środowiska czy zbyt słabych zabezpieczeń dotyczących żywności czy leków).

Przyjęcie powszechnie uznawanego prawa do aborcji oznacza potwierdzenie pierwszego z trzech filarów sprawiedliwości reprodukcyjnej, czyli uznanie ludzkiego prawa do nieposiadania dzieci. Potem należałoby się zająć kolejnymi dwoma.

* W ideał praw człowieka wpisana jest optymistyczna wizja, że wszystkie kraje będą do niego dążyć i będą na niwie międzynarodowej wywierać presję, aby wszędzie indziej też tak było. Można powiedzieć, że hipokryzja to hołd, jaki występek składa cnocie, jednak nie można powiedzieć, że to tak całkiem nie działa. Na przykład według danych Amnesty International w 2019 r. 86 proc. światowych egzekucji wykonały zaledwie cztery państwa (Arabia Saudyjska, Egipt, Irak i Iran), a 142 państwa zniosły karę śmierci prawnie lub faktycznie.

** Kwestie definicyjne w odniesieniu do słowa „kobieta” prawdopodobnie nie będą we Francji generować tak krwawych konfliktów, jak mogłyby w krajach bardziej restrykcyjnie łączących dostęp do świadczeń i praw z przypisaniem do konkretnej płci. W języku praw człowieka zapewne jednak sformułowanie „osoba w ciąży” będzie uznane za bardziej fortunne.

*** Przypomnijmy: tzw. protokół brytyjski wyłączający Wielką Brytanię i Polskę spod rządów Tytułu IV „Solidarność” Europejskiej Karty Praw Podstawowych zgodnie z zasadami prawa międzynarodowego stracił moc wraz z wyjściem Wielkiej Brytanii ze wspólnoty europejskiej. Tym samym osoby żyjące w Polsce formalnie rzecz biorąc odzyskały podwójną ochronę takich swoich praw jak m.in. prawo do zabezpieczenia społecznego, prawo do sporów zbiorowych czy, szczególnie dotkliwie naruszane przez ostatni rząd, prawo do ochrony środowiska i poprawy jego jakości. Brak działań kolejnych rządów w kwestii przywrócenia statu quo ante dowodzi jednak, że Polska chyba dojrzała do wzięcia na siebie obowiązków, których obawiała się wcześniej.