Szumlewicz: Kryzys w związku z pandemią – szansa czy paliatywna kroplówka?

Piotr Szumlewicz jest przewodniczącym Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa – młodej, ale prężnie działającej organizacji zrzeszającej pracowników z różnych względów nieodnajdujących się w polityce dużych central.

Ponieważ wciąż nie jest jasne, czy poradziliśmy sobie z pandemią, ale też czy panujemy nad jej skutkami dla gospodarki, staram się rozmawiać z organizacjami pracowniczymi o tym, jak Polska wygląda w ich optyce. Z Piotrem rozmawiamy o tarczach antykryzysowych, dialogu społecznym w Polsce i możliwościach, które rządzący, jak się wydaje, starają się za wszelką cenę zaprzepaścić.

Duże centrale związkowe (OPZZ, Solidarność) chwalą się, że wynegocjowały z rządem zmiany w tarczy antykryzysowej i doprowadziły do usunięcia najbardziej antypracowniczych zapisów. Ale tarcza nie rozwiązała mnóstwa problemów, wiele innych stworzyła. Czy rozradowane twarze szefów największych central wystarczą, żeby uspokoić pracowników?
Myślę, że Mateusz Morawiecki od początku nie chciał wprowadzić kontrowersyjnych rozwiązań zawartych w Tarczy 3.0, które są zresztą sprzeczne z Kodeksem pracy. Chodziło raczej o wybadanie gruntu i za jakiś czas przyjęcie części z nich z zastrzeżeniem, że zakładowo mogą one być wprowadzone wyłącznie za zgodą związków zawodowych. Może to dotyczyć czasowej obniżki płac, zawieszenia funkcjonowania Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych czy wydłużenia czasu pracy. Byłyby to bardzo złe rozwiązania, bo jeśli związki zawodowe miałyby firmować rozwiązania niekorzystne dla całej załogi, wpływ takich decyzji na wizerunek organizacji związkowych byłby fatalny.

Niestety, taka możliwość nie jest wykluczona, co wynika z faktu, że w Polsce dialog społeczny jest fasadowy. Władza udaje, że słucha największych central związkowych, a centrale udają, że są sprawcze. Trudno na poważnie traktować deklaracje OPZZ, że udało im się do czegoś przekonać rząd, bo rząd nie interesuje się stanowiskami OPZZ. Solidarność ma znacznie większy wpływ na pisowską władzę, ale nie pojmuję dumy Piotra Dudy, biorąc pod uwagę, że antykryzysowe tarcze rządu oferują bardzo niewiele pracownikom. Mam wrażenie, że największe centrale mają defensywne podejście do kryzysu. Bronią swojej silnej pozycji w niektórych zakładach, ale nie przedstawiają żadnych alternatyw wobec polityki rządu.

Jakie jest stanowisko Związkowej Alternatywy zarówno wobec najnowszej tarczy, jak i poprzedzających ją rozwiązań?
My jesteśmy bardzo rozczarowani wszystkimi tarczami antykryzysowymi i nie zgadzamy się z kierunkiem walki z kryzysem, jaki przyjęła władza. Już w swoich pierwszych pakietach propozycji rząd zaproponował duże dopłaty dla firm przy jednoczesnej obniżce płac dla pracowników. A więc jako podatnicy mamy dopłacać pracodawcom, którzy sami nie muszą sobie obniżać pensji, ale zgodnie z prawem zmniejszą płace dla załóg!

Ponadto rząd dał zielone światło do znacznego skrócenia minimalnego odpoczynku dobowego i tygodniowego. Dopuszczono też znaczne wydłużenie okresów rozliczeniowych czasu pracy. Gdy rząd Donalda Tuska przyjmował podobne rozwiązanie, duże centrale protestowały, a nawet zawiesiły swój udział w Komisji Trójstronnej. Dzisiaj jak zahipnotyzowane akceptują większość antypracowniczych decyzji.

W praktyce rząd nie rozwiązuje kluczowych problemów polskiego rynku pracy, a wręcz tworzy nowe. Nie ogranicza umów niestandardowych, nie zwiększa stabilności zatrudnienia, nie poprawia bezpieczeństwa pracy, nie zmniejsza nierówności dochodowych, nie wprowadza mechanizmów partycypacji pracowników w podejmowaniu decyzji, nie tworzy miejsc pracy. Na dodatek kolejne tarcze przyzwalają na daleko posunięty wzrost elastyczności na rynku pracy i obciążają kosztami kryzysu pracowników. Naprawdę nie ma z czego się cieszyć.

Związkowa Alternatywa, podobnie jak Inicjatywa Pracownicza, broni praw pracowników, którym trudno byłoby się odnaleźć w tradycyjnych związkach np. ze względu na niestandardowe formy zatrudnienia. Wpływ obecnego kryzysu na ich sytuację jest zapewne jeszcze poważniejszy niż u etatowców? Jakie są nastroje?
Kryzys dobitnie pokazał, jak patologiczne są umowy cywilno-prawne i jak szkodliwy mają wpływ na rynek pracy. O ile kolejne wersje tarczy antykryzysowej w jakiejś mierze wspomagają pracowników etatowych, a tym bardziej przedsiębiorców, o tyle wsparcie dla pracowników na śmieciówkach jest marginalne. W ostatnich tygodniach zgłasza się do nas wielu pracowników pracujących w ramach umów o dzieło bądź zlecenie, którzy proszą o udzielanie pomocy w indywidualnych sprawach. Dziesiątki tysięcy osób zatrudnionych w gastronomii, ochronie czy mediach, które co miesiąc podpisują umowę cywilno-prawną, nie mogą liczyć na żadne wsparcie. Z dnia na dzień pozostają bez pracy i dochodu. Nie ma tu żadnych okresów przejściowych, tylko błyskawiczne popadnięcie w ubóstwo.

Niestety PiS, wbrew obietnicom wyborczym, nie ograniczył śmieciowych form zatrudnienia, a za rządów Mateusza Morawieckiego doszło wręcz do wzrostu ich skali. Tymczasem naszym zdaniem kryzys to świetna okazja, aby radykalnie ograniczyć niestandardowe formy zatrudnienia. Dlatego zaproponowaliśmy m.in. abolicję dla pracodawców, którzy zamieniliby śmieciówki na etaty. Pracodawca nie musiałby płacić zaległych składek ani kar za niezgodne z prawem unikanie etatu, a nawet otrzymałby wsparcie od państwa – tyle że musiałby zamienić umowę cywilno-prawną na etat. Niestety wiele wskazuje na to, że rząd chce iść w przeciwnym kierunku. W PLL LOT zamiast wesprzeć pracowników etatowych, zarząd firmy sprawia wrażenie, jakby dążył do pozostawienia wyłącznie pracowników na samozatrudnieniu. Obawiamy się więc, że epidemia doprowadzi do dalszego wzrostu elastyczności na rynku pracy.

Trudno o dobre nastroje, gdy ludzie momentalnie tracą pracę i dochód, ale uzwiązkowienie segmentów rynku pracy, gdzie dominują umowy niestandardowe, jest dla nas jednym z największych wyzwań.

W tekście napisanym dla „Krytyki Politycznej” skupiasz się na formie pomocy nastawionej na firmy, twoim zdaniem może być nieskuteczna i nie przynieść rezultatów. Dlaczego uważasz, że to nie jest dobry kierunek? Jak inaczej można by pomagać?
Naszym zdaniem kolejne tarcze rządu to zmarnowana szansa. Rząd jest bardzo szczodry dla firm, bardzo niewiele od nich oczekując. Wydaje dziesiątki miliardów złotych na dopłaty do niedziałających przedsiębiorstw, jednocześnie lekceważąc ludzi, którzy stracili pracę. Jeżeli epidemia za kilka miesięcy znów zacznie zbierać żniwo, a gospodarka nie ruszy, okaże się, że pomoc rządowa była kroplówką, która nieznacznie przedłużyła życie pacjentowi, ale go nie uleczyła.

Uważamy, że zamiast dopłacać do niedziałających firm, władza powinna robić wszystko, aby utrzymać aktywność zawodową Polaków i Polek. Wykorzystać konieczność interwencjonizmu do przeobrażenia i ucywilizowania rynku pracy w Polsce. Doświadczenia epidemii powinny posłużyć do szybkiego rozwoju kluczowych w czasie epidemii usług medycznych, jak też modernizacji i rozwoju sektora opieki. Władza wiele mówi o pracy zdalnej i podwyższonych standardach bezpieczeństwa pracy, ale w praktyce nie robi nic, aby wdrożyć dobre praktyki na tym obszarze. A to właśnie tutaj jest miejsce na pomoc dla firm ze strony rządu i samorządu. Rząd woli dorzucać miliardy do niedziałających firm, niż podjąć wysiłek na rzecz przeorientowania gospodarki do nowej sytuacji. To strategia droga, nieskuteczna i krótkowzroczna.

Kryzys to również dobry czas do systemowych przemian gospodarki, w tym chociażby wdrażania technologii przyjaznych dla środowiska. Niestety rząd, wraz z dużymi centralami związkowymi, skłania się wręcz ku odejściu od rygorów związanych z ograniczeniem emisji CO2, zamiast zadbać o ekologię.

Władza powinna też w trybie natychmiastowym uruchomić środki pomocowe dla osób pozbawionych pracy i dochodu. Dlatego zaproponowaliśmy wprowadzenie Minimalnego Dochodu Gwarantowanego w wysokości 1500 zł, czyli uzupełniania najniższych dochodów do kwoty 1500 zł. W ten sposób państwo ograniczyłoby szybki wzrost biedy i wykluczenia społecznego, które już teraz są problemem, a za chwilę staną się dla Polski gospodarczą i polityczną katastrofą.