Ustawa o IPN. Kilka pytań ze strony Ukrainy

Na początku zeszłego tygodnia skontaktował się ze mną red. Andrzej Hanus z ukraińskiego dziennika „Expres” z prośbą o wypowiedź w sprawie nowelizacji ustawy o IPN w ukraińskim kontekście. Za zgodą red. Hanusa cytuję całą naszą rozmowę. Nie tylko dlatego, że potrzebuję lepiej wyjaśnić swoje stanowisko w tej sprawie, ale także – przede wszystkim – ze względu na pytania.

To, co robimy, nie dzieje się w próżni. Ukraina, nasz sąsiad, do niedawna zapatrzony w Polskę jako paragon demokracji i stawiający ją sobie za wzór, dziś ma poważne powody do niepokoju. O ile kłótnia z Izraelem czy USA to zadzieranie z krajami na tyle potężnymi, że na niwie międzynarodowej konflikt ma wyłącznie symboliczny wymiar (co innego w samej Polsce i w traktowaniu osób żydowskiego pochodzenia), o tyle w relacjach polsko-ukraińskich konsekwencje mogą być znacznie konkretniejsze i bardziej namacalne.

Dzień dobry, zwracam się do pani w imieniu ukraińskiej gazety „Expres”, która jest największą gazetą na świecie wydawaną w języku ukraińskim. Bylibyśmy bardzo wdzięczni za pisemną odpowiedź na cztery pytania dotyczące listu intelektualistów w sprawie nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, który pani podpisała. Dlaczego pani uznała, że taki list intelektualistów powinien był zostać wystosowany?
Jak wiele razy w historii, władza sięga po rozwiązania, na które nie dajemy zgody. Jest to szczególnie dotkliwe w demokracji, gdzie władza przyznawana jest decyzją obywateli. Ten list, poza tym, że zwraca uwagę na problem, jest też naszym sposobem na przypomnienie, że decyzje polskiego rządu zapadają poza naszą kontrolą i nie w naszym imieniu.

Ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej zawiera rozwiązania, które nie powinny się znaleźć w żadnym demokratycznym z ducha akcie prawnym. Także dlatego, że dekretowanie sankcji karnych, których nie da się uskutecznić, jest psuciem prawa. Gołym okiem widać, że ustawa jest wymierzona w tych, którzy pozostają w zasięgu polskich władz, czyli w polskich intelektualistów czy publicystów, ale też przebywających na terenie Polski obywateli innych państw, na przykład Ukrainy.

W jaki sposób nowelizacja ustawy o IPN może wpłynąć na bezpieczeństwo Ukraińców, którzy mieszkają lub pracują w Polsce?
Mam nadzieję, że zapisy ustawy nie wpłyną na bezpieczeństwo Ukraińców w Polsce, choć na pewno zahamują pewien proces, który w związku z tym, że w Polsce znajduje dom coraz więcej osób z Ukrainy, wydaje mi się nieuchronny i potrzebny. Mam na myśli pojawianie się ukraińskich głosów i ukraińskiej perspektywy w polskiej sferze publicznej. Oczywiście zupełnie inną kwestią są tereny przygraniczne z intensywną wymianą między naszymi dwoma nacjami, jak choćby w Przemyślu – na pewno zaognią się nastroje, które i tak już nie są najlepsze wskutek dość buńczucznie prowadzonej polityki historycznej po obu stronach. Moja babcia urodziła się w Równem na Wołyniu, więc osobiście odbieram złożone stosunki między Polakami a Ukraińcami jako część mojego życia. To trudne tematy, ale nie chciałabym, żeby ktoś zaczął je na siłę upraszczać. To jeden z powodów, dla których podpisałam list.

Czy ma pani wrażenie, że stanowisko wyrażone w tym liście może być sprzeczne z opinią większości Polaków, ponieważ ustawa była głosowana przez partie wybrane przez większość obywateli, w tym opozycyjne?
Mamy dziś w Polsce kryzys parlamentarny. Partia rządząca ma większość i zdążyło to niestety zdemoralizować polityków opozycji, którzy głosują nieuważnie. Stanowisko przedstawione w naszym liście jest naturalnym odruchem intelektualistów posiadających pewną wiedzę o świecie i o mechanizmach tego, co we współczesnej humanistyce nazywa się „produkcją wiedzy”. Rozumiemy, że nie dla wszystkich jest jasne, jak ważna jest staranność w dyskursie publicznym, jak ważne jest dochodzenie do prawdy w sposób zgodny z metodologią nauk. Ale naszym obowiązkiem jest o tym przypominać. Jesteśmy pewni, że ustawa nie jest wyrazem woli i przekonań narodu – jest to niezgrabny, niedojrzały chwyt rządzących, którzy chyba chcieli odwrócić międzynarodową uwagę od problemów z polską demokracją i przyciągnąć ją do tego, co uważają za ważną kartę polskiej historii, tj. życie pod niemiecką okupacją, Zagładę itd.

Myślę, że badania nad Holocaustem, które pokazują, że obraz nie jest czarno-biały, mogą być bardzo stresujące dla wszystkich, którzy zakończyli myślenie o tych kwestiach na poziomie szkoły średniej. Natomiast rolą intelektualistów jest przeprowadzanie współobywateli przez trudne tematy i pomaganie im w godzeniu się z faktem, że nie wszystko jest czarno-białe.

Jak pani uważa, dlaczego polskie władze wykazały się pozycją bezkompromisową, mimo protestów polskich intelektualistów i sprzeciwów z kilku krajów przyjaznych Polsce?
Bardzo jest mi trudno powiedzieć, dlaczego polskie władze zabrnęły w tej kwestii aż tak daleko. Ja sama nie jestem konserwatystką, tak jak PiS, a wręcz pozostaję otwarcie zaangażowana po stronie lewicy. Ale muszę przyznać, ze odmienna logika polityczna to za słabe wytłumaczenie. Prawo i Sprawiedliwość realizuje jakiś cel, którego na razie nie widzimy. Widzimy tylko, że jest dla niego skłonny poświęcić polską rację stanu. To mnie przeraża.

Artykuł ukazał się w dzienniku „Expres” 15 lutego 2018 roku.