Polityczna narracja na nowy rok
Moi koledzy pytają mnie często o narrację, która pomogłaby odzyskać Polskę, względnie zmienić ją na (jeszcze) lepsze. Wcale się nie dziwię: jedną z najważniejszych oznak naszego współczesnego cynizmu i czającej się za węgłem rozpaczy jest przekonanie, że nie da się uprawiać polityki za pomocą polityki, a jedynie poprzez polityczny marketing.
Marketing to usługa, a usługa podlega utowarowieniu. Utowarowienie oznacza drabinkę cen i powtarzalność, czyli – im więcej wydam, tym oczekuję więcej tego samego w lepszej jakości. Jakość nie zawsze jest czymś dającym się łatwo uchwycić, zwłaszcza gdy zamawiamy coś pojedynczego, co trudno jest porównać, jak usługę wykonaną w danym miejscu i czasie.
Kiedy przeliczamy politykę na pieniądze, to w istocie zaczynamy mówić o marketingu – usłudze, która ma zapewnić nam wyborczy sukces. Charakter tej usługi formatuje polityka, tak jak działy marketingu formatują swoje przedsiębiorstwa, a co więcej – formatuje też pozostałą część sceny politycznej, nie tylko wymuszając konkretne typy reakcji, ale też wprowadzając mody.
Złośliwość historii sprawiła, że książka o marketingu narracyjnym autorstwa politycznego marketingowca Eryka Mistewicza wyszła równo na początku kwietnia 2010 roku, więc ani się dobrze nie sprzedała, ani nie poznała jej szersza publiczność. Kiedy była pisana, publika nie była jeszcze cyniczna – raczej sarkastyczna i ironiczna, nawet nie sceptyczna. Gdyby książka ta się przebiła, narracyjność przekazu politycznego zostałaby rozpoznana, opisana w podobny sposób, w jaki dziś specjaliści objaśniają nam podprogowe komunikaty różowych sukienek i czerwonych krawatów ludzi na szczytach władzy; poszukiwanie narracji stałoby się chwilowym narodowym sportem.
Niestety, Pani Historia chciała inaczej. Książka Mistewicza zniknęła pod nawałem zdarzeń, które wykuły się w kolejnych latach – czy to świadomie czy nie – w polityczny mit i które zmieniły wszystko. Koncepcja roli narracji w polityce – a trzeba wiedzieć, że w opisie książki Mistewicz zapewnia, że jest to jego autorska koncepcja – stała się czymś w rodzaju wiedzy tajemnej. Niewielki nakład drugiego wydania książki rozszedł się szybko i również jest już nie do dostania. Politycy dostali do ręki tajną broń…
Wieść gminna niesie, że PiS wygrał wybory właśnie dzięki marketingowi narracyjnemu. Tak więc jak w dzieciństwie każdy marzył o kałasznikowie, tak dziś poszukuje się „narracji”. Bo władza PiS uwiera, niepokoi i obezwładnia. Wcale nie jest taka demokratyczna, jak o sobie mówi. Ale może tę opowieść udałoby się jakoś rozbroić?
Ja sama nie jestem przekonana o tym, że narracja to oś wszelkiej polityki. Raczej jest to jeden z wielu sposobów uprawiania polityki, który akurat nam narzucono w jakby większym stopniu – jak każdą marketingową strategię da się narzucić na chaotyczny rynek pozbawiony pamięci czy samokrytyki jako niemal jedynie słuszną. Na świecie tendencje narracyjne „chodzą” po teorii polityki i politycznym macherstwie już od jakichś lat 90., „zmienianie narracji” to również uznany element soft power – miękkiej hegemonii wynikającej z narzucania wartości, np. przez USA.
Narracja miała więc zastąpić tradycyjne argumentowanie (w istocie zawsze była jego częścią, traktowaną jednak po macoszemu – np. jako exemplum w kazaniach dla „maluczkich”). Rzekomo znakomicie się do tego nadawała w świecie informacyjnej hiperinflacji. Zaletą opowieści jest bowiem to, że łączy wiele „bitów” (faktów, opinii, interpretacji, spekulacji etc.) w łańcuchy wynikania przypominające do złudzenia i niemal zdolne zastąpić argumentację opartą na implikacjach i równoważnościach.
Historia czyjegoś sukcesu, np. Wandy, która nie chciała Niemca i odniosła trwały sukces na niwie godności, oddziałuje szybciej niż wywody na temat nieskuteczności wallenrodyzmu czy moralnego bankructwa związanego z „myśleniem o Anglii”… Problem w tym, że demokracja godna tego miana nie potrzebuje szybkich oddziaływań, potrzebuje namysłu i wątpliwości. I właśnie dlatego polityczny marketing narracyjny, który tę przestrzeń wątpliwości stara się minimalizować lub całkiem usuwać, jednym się bardzo podoba, a innym wcale.
Jestem więc mocno sceptyczna, czy bitwa na – niebudzące wątpliwości – narracje jest akurat tym, dzięki czemu polska polityka odzyska samą siebie i zdoła się na powrót zdemokratyzować. Co nie znaczy, że narracja jako taka jest czymś złym – po prostu gdyby walkę polityczną sprowadzać tylko do narracji, sfera publiczna zagubiłaby swoją rolę jako przestrzeni pytania, błądzenia, prowokowania i mówienia „nie”. Taki tryb rządzenia z pewnością charakteryzuje polskie życie polityczne po 2015 roku – na kłopoty Bednarski, a na wątpliwości Kamiński, Błaszczak, Szyszko lub Kaczyński, a ostatnio również Morawiecki.
Natomiast warto pamiętać, że narracje jako sposób na kondensowanie wiedzy, szybkie uczenie i prowadzenie pełnej znaczeń komunikacji są nam niezbędne. Dzieci uczą się świata poprzez baśnie i bajki, wszyscy oceniamy nasze życie, sprowadzając je do formy opowieści. Narracja odniesiona do historii jest wzorem prawdy, a wyprojektowana w przyszłość staje się historiozoficznym aksjomatem, np. że ludzie dążą do postępu albo że Polska wstanie z kolan i odzyska potęgę. W coś w końcu trzeba wierzyć…
Ja wierzę w demokrację. Od jakiegoś czasu próbuję sobie i moim przemiłym kolegom wytłumaczyć, dlaczego – w formie uwzględniającej zarówno argumentowanie, jak i opowieści, historyczne analizy, filozoficzne pojęcia i zwykłe codzienne emocje. Etapami tej mojej peregrynacji będę się z Państwem – jeśli Państwo zechcą – tu dzielić w nadchodzących tygodniach, może miesiącach. Może coś z tego wyjdzie, może jakaś „narracja”, a może marzenie, bez którego polityka smakuje już tylko jak rozgotowana brukselka.
Komentarze
super ten artykul, prawda jest jedna a narracji jest duzo roznych
Ja też wierzę w demokrację. I marzę o jej wprowadzeniu w Polsce. Teraz to można tylko się pochlastać i bojkotować „wybory”.
A co do „narracji”. Kiedyś w Europie, do 18 wieku mówiło się wprost o postawie wyrażającej nienawiść do Żydów (Judenhass). Potem jakiś niemiecki intelektualista stwierdził, że nienawidzić to trochę brzydko i nie wypada w dobie oświecenia, więc wymyślił nowatorskie określenie na to zjawisko brzmiące „antysemityzm”. No ale w XX wieku również to słowo się skompromitowało i zaczęło pachnieć brzydko. Antysemitą być nie wypada. Ale w wiadomych kręgach wymyślono nowe słowo na to zjawisko, pod którym już trochę występować wypada. Brzmi ono „judeosceptycyzm”.
Tak samo jest z tą narracją. To co Autorka tu nazywa „narracją” to była, jest i będzie obskurancka propaganda według najgorszych totalitarnych wzorców. Ta „narracja” jest przeciwieństwem normalnej debaty publicznej, bez której nie może funkcjonować demokracja. Normalnej debaty publicznej nie ma w Polsce nawet w ilościach śladowych. Jedyne co jest to te obleśne „narracje”, czyli terror prymitywnej propagandy.
Pani redaktor wierzy w demokrację, a świat nigdy nie wierzył w demokrację. Podejrzewam , że „demokratyczne” wybory wymyślili władcy świata, który rządzą z tylnego fotela, aby dać rządzonym przez nich narodom odrobinę złudzeń, że uczestniczą w procesie rządzenia. Ponieważ nie ma alternatywy dla demokracji, więc trzeba się w nią bawić, naiwnie wierząc, że ratujemy świat od dyktatorskiej władzy satrapów i opętanych religią przywódców, którzy mogą być wybrani na drodze demokratycznych wyborów. Polskie podwórko nie jest ani gorsze, ani lepsze od tych, na jakich się bawią w politykę przywódcy zachodu. Polskie podwórko jest chore na pospolitą chorobę polityczną jaką jest wasalizm. To jest choroba wstydliwa, jak tryper. Jak tę chorobę leczyć u polskich polityków, oto jest pytanie? Na tę chorobę chorują kolejne ekipy zdobywające władzę w Polsce. Tej choroby nie leczy nawet przegranie wyborów. Polski wasalizm jest dziedziczny.
To jest problem numer jeden polskiej polityki.
woytek
6 stycznia o godz. 20:53
piszesz
„demokratyczne” wybory wymyślili władcy świata, który rządzą z tylnego fotela, aby dać rządzonym przez nich narodom odrobinę złudzeń, że uczestniczą w procesie rządzenia”
jest to ewidentna nieprawda. Partię bowiem w demokracji może założyć każdy obywatel
W Polsce każda partia polityczna, ażeby móc działać legalnie musi być zarejestrowana w warszawskim Sądzie Okręgowym. W tym celu należy złożyć w nim wniosek o rejestrację, w którym znajdzie się lista podpisów osób popierających partię. Musi ona mieć co najmniej 1000 podpisów osób z obywatelstwem polskim, wykazanych z imienia, nazwiska, adresu zamieszkania i numeru PESEL. Na liście musi się także znaleźć nazwa zakładanej partii.
Finansowanie partii politycznych w Polsce jest jawne, a partia nie może prowadzić działalności gospodarczej. Partie utrzymują się z darowizn, składek członkowskich, spadków oraz subwencji. Co roku każda partia musi złożyć sprawozdanie finansowe Państwowej Komisji Wyborczej.
A więc rządzący światem maja problem bo jak taka partia zdobędzie uznanie u ludzi , to ciężko bezie nią sterować z tylnego siedzenia.
Jak sam widzisz partie zabiegają o poparcie obywateli bo bez odpowiedniej liczby głosów nie wejdą do rządzenia. Obywateli owszem można zmanipulować, oszukać itd , ale im społeczeństwo lepiej rozumie istotę demokracji tym jest to trudniejsze. W Polsce mamy demokrację raczkująca i politycy traktują wyborcę jak ciemny lud co wszystko kupi. Ale w starych demokracjach już tak nie jest, i przywódcy partii o tym wiedzą i dlatego nie wciskają takich głupot i populizmu jak u nas. Tam większość obywateli skreśli natychmiast partię rządząca za jawne łamanie prawa (a u nas PiS łamie konstytucję i poparcie rośnie)
„demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu”. To powiedzenia Winston’a Churchill’a jest wciąż aktualne
@maciek.g
Samo uczestnictwo w wyborach jest sympatycznym okresem odczuwania złudzenia, że dokonaliśmy wyboru właściwych przedstawicieli narodu, do podejmowania zobowiązań i wyzwań w imieniu narodu i dla dobra narodu.
Po krótkim okresie euforii wyborcy zaczynają zapoznawać się z odmianą „narracji” swych nowych przedstawicieli, których sami wybrali.
Po kilku miesiącach rządów własnych przedstawicieli, ci rządzący w imieniu wyborców politycy, zaczynają reprezentować lobbystów, którzy poklepują po ramieniu naszych przedstawicieli, kiedy ci realizują wymagania lobbystów.
Wtedy wyborcy z ust własnych przedstawicieli słyszą „narrację” reprezntującą interesy lobbystów. To jest bardzo trudny okres dla wyborcy, który zaczyna tracić zaufanie do samego siebie, nie potrafiąc sobie przypomnieć, dlaczego popierał tych przedstawicieli, którzy są przedstawicielami lobbystów.
Tak wyglądała huśtawka nastrojów Polaków w okresie transformacji własnościowej.
Czy to może się zmienić w najbliższym czasie? Wasalizm obecnych elit politycznych jest taki sam, jak wasalizm polityków w czasach PRL.
Zmieniła się tylko własność środków produkcji i handlu, które przeszły w ręce obcego kapitału. Jak tak dalej pójdzie, to wyborca w Polsce będzie wybierał polskiego nadzorcę nad obcymi fabrykami, nad obcymi bankami, nad obcymi supermarketami. Taki „nadzorca” musi stworzyć nową „narrację” do porozumiewania się z polskimi wyborcami.
@maciek.g
Piszesz o jakieś ruskiej demokracji wyuczonej chyba z dzieł Lenina.
Zasady demokracji mówią, że to każdy obywatel ma prawo zgłaszać swoją kandydaturę i być wybrany w wyborach. To samo mówi polska Konstytucja w art. 99.1 w dosłownym brzmieniu „Wybrany do Sejmu może być obywatel polski mający prawo wybierania, który najpóźniej w dniu wyborów kończy 21 lat.”
W konstytucji nie pisze, że wybrana może być tylko lista kandydatów paru partyjnych gangsterów, tylko że każdy obywatel ma prawo udziału w wyborach.
Konstytucja RP, zasady demokracji i prawo międzynarodowe sobie a dyktatura partyjna w Rosji i w Polsce sobie.
Partie w demokracji są tyle warte, ile się zweryfikują w powszechnych, równych wyborach, w których pełne prawa wyborcze należą do wszystkich obywateli.
W Polsce partie są nic nie warte, tak jak nic nie warta była PZPR w PRL, mimo że głosowało na to badziewie 95% „wyborców” w fikcyjnych pseudodemokratycznych „wyborach”.
Narracja polityczna? Wielu ludzi po II wojnie światowej wierzyło, że wkrótce wybuchnie nowa wojna. I co? I nic. Podobnie, jak obecne prognozy, że PiS będzie rządzić przez kilka kadencji.
@ maciek.g
„„demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu”. To powiedzenia Winston’a Churchill’a jest wciąż aktualne.”
Powolywanie sie na Churchilla jest niebezpieczne, gdyz mowil wiele rzeczy a czynil jescze wiecej zaprzeczajacych pojeciu demokracji. Nie jest to system ani najlepszy ani idealny i jak twierdza niektorzy obserwatorzy znajduje sie w fazie schylkowej.
Poza tym, czy mowiac „demokracja” wszyscy mama na mysli dokladnie to samo.
Marian.W.O
7 stycznia o godz. 14:24
Nie chodzi o osobę Churchilla, ale o to co powiedział. Tego powiedzenia nikt przytomny nie neguje.
snakeinweb
7 stycznia o godz. 2:47
niewiele zrozumiałeś. To, że konstytucja mówi„Wybrany do Sejmu może być obywatel polski mający prawo wybierania, który najpóźniej w dniu wyborów kończy 21 lat.”
nie ma nic wspólnego z zasadami rejestracji partii politycznych.
Możesz oczywiście kandydować do sejmu jako osoba bezpartyjna , ale szansa praktycznie dostania się tam jest znikoma. Posłem bezpartyjnym najłatwiej zostać gdy zostało się już posłem i wypisało się z partii.
woytek
7 stycznia o godz. 1:51
Napisz jaki lobbysta” stoi za J.Kaczyńskim?
Ja nie mam wątpliwości, że chce on zdobyć władzę a la Piłsudski, co z reszta sam mówi (jesteśmy kontynuatorami myśli Piłsudskiego )
Jego nie interesują pieniądze , ale jest rządny władzy absolutnej (z czego zwierzył się T.Torańskiej)
@ maciek.g
” Tego powiedzenia nikt przytomny nie neguje.”
Ponownie trudno sie z Panem zgodzic, tym bardziej jesli wezmiemy pod uwage przekonanie niektorych komentatorow o jej schylkowej fazie. Niektorzy chinscy badacze twierdza, ze w Chinach demokracji nie bedzie, gdyz nie wspolgra ona z kultura i tradycja chinska. Czyzby kwestionujac wartosc tego „najlepszego z najgorszych” systemow byli malo „przytomni”? Jednoczesnie powtorze, ze mowiac „demokracja” niekoniecznie mamy na mysli to samo. Cos w tym jest, gdyz obok pojecia „demokracja” powszechnym jest uzywanie pojec „liberalna demokracja” czy „demokracja zachodnia”.
@ maciek.g,
„Możesz oczywiście kandydować do sejmu jako osoba bezpartyjna , ale szansa praktycznie dostania się tam jest znikoma. Posłem bezpartyjnym najłatwiej zostać gdy zostało się już posłem i wypisało się z partii.”
Watpie. Nie znam dokladnie i w szczegolach systemu wyborczego w Polsce ale w systemie proporcjonalnym glos oddaje Pan na partie nie konkretna osobe – inaczej niz w systemie jednomandatowych okregow wyborczych.