Wielki comeback osobowości autorytarnej
Tzw. osobowość autorytarną wyodrębnił w badaniach prowadzonych po II wojnie światowej amerykański zespół międzynarodowych uczonych – socjologa, psychologów i psychoanalityczki. Najbardziej znaną postacią w zespole był Theodor Adorno, a towarzyszyli mu Else Frenkel-Brunswick, Daniel J. Levinson i R. Nevitt Sanford.
Badacze starali się odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że zwykli ludzie, codziennie mijani na ulicach bliźni, nie zaprotestowali przeciwko hitleryzmowi, a wręcz włączali się w nazistowską machinę. Innymi słowy, czym w kategoriach psychologicznych i socjologicznych jest „banalność zła”.
Osobowość autorytarna jako profil psychologiczny jest wzmacniana lub neutralizowana społecznie. To normalne, że „to, co ludzie mówią, a częściowo także to, co myślą, zależy od bieżących nastrojów i opinii, wśród których przyszło im egzystować”. U osobowości autorytarnej jednak mowa i myśl znacznie szybciej dostosowują się do zmiany sytuacji.
Towarzyszą temu postawy antydemokratyczne (uprzedzenia, np. antysemityzm, przywiązanie do hierarchii, nadmierne podkreślanie form społecznych, przedkładanie posłuszeństwa nad debatę, brak wiary w równość wszystkich ludzi) i irracjonalizm (kwestionowanie nauki, wiara w przepowiednie i przesądy, alergia na autorytety). Wiedza jest płynna, a jedynym pewnikiem jest hierarchia.
Brzmi znajomo? Prymat grupowej lojalności nad osobistymi poglądami, zadziwiający lęk przed uchodźcami i obcością, karność i dyscyplinowanie, podważanie autorytetów osób i instytucji, nienawiść do „lewactwa”, czyli wyraźnych opinii, które wymuszają konfrontację i ustalenie własnego stanowiska, ustawianie hierarchii (ostatnio widzimy to na polu odtwarzania nierówności płci) – przecież to charakterystyka naszej polskiej codzienności w 2016 roku.
Jeszcze lepiej (a może gorzej…) oddaje to definicja tzw. pseudokonserwatyzmu, wyizolowanego przez Adorna jako podstawowa postawa polityczna osób autorytarnych:
„Psychiczna struktura, która odpowiada pseudokonserwatyzmowi, wiąże się z konwencjonalizmem i autorytarnym podporządkowaniem w sferze ego. Na poziomie nieświadomym towarzyszy temu przemoc, anarchiczne impulsy i chaotyczna destrukcyjność”.
Komentarz chyba zbyteczny, warto jednak się zastanowić, skąd bierze się osobowość autorytarna. Konwencjonalizm, hierarchiczność i niechęć do rzetelnej debaty to oznaki braku pewności siebie. Pewność siebie, czy raczej zaufanie do siebie, uzyskujemy dzięki temu, że znamy samych siebie, wierzymy we własną wartość niedającą się przeliczyć na pieniądze czy świetny wygląd… Ale także mamy stabilne punkty odniesienia w postaci wspólnego kanonu społecznych instytucji, wyobrażeń czy przekonań.
Z tym właśnie jest dziś najtrudniej. Triumfalny pochód neoliberalizmu w wielu krajach nałożył się na nieprzepracowane społeczeństwo tradycyjne, silnie patriarchalne. W rezultacie coraz bardziej niewydolna, choć znana struktura oparta na hierarchii (mężczyźni i osoby starsze mają więcej do powiedzenia niż kobiety/osoby młodsze, ale i przyjmują na siebie więcej zobowiązań) zaczęła przegrywać w konkurencji z systemem wymagającym samodzielności i mobilności, a więc w praktyce niehierarchicznym.
Okazuje się jednak, że nie ma czegoś takiego jak „darmowy obiad”. System patriarchalny „żywił się” nieodpłatną pracą kobiet i wzrastał na podglebiu ukrytych nierówności, przemocy i zmarnowanych szans, ale neoliberalizm niewiele z tych problemów rozwiązał. Na pewno jest lżejszy do zniesienia tam, gdzie nieodpłatną pracą w domu, przy dzieciach czy w opiece nad seniorami, obie płcie dzielą się po równo (zwłaszcza że zwykle w tych samych krajach istnieją realne publiczne systemy wsparcia). Ale ukryta hierarchia przywileju istnieje nawet tam: przywilejem jest „zdolność kredytowa”, a ci, którym zostały już tylko długi do spłacania, lądują na pozycji podporządkowania i upokorzenia.
Żaden z tych systemów nie odpowiada dzisiaj na podstawowe pytanie „jak żyć?”, choć zdezorientowani wyborcy miotają się między pseudorozwojem a pseudokonserwatyzmem, próbując „odbudować” rzekomo utracone hierarchie. Nie inaczej przecież wypada interpretować wybory w Stanach Zjednoczonych, które od samego początku niepokoiły przez doniesienia o kłamstwach, nadużyciach i „niewybieralności” obojga kandydatów.
Mimo wszystko lojalności wygrały z poglądami (osoby znane jako aktywiści na rzecz przejrzystości publicznie popierały Hillary Clinton mimo skandalu z e-mailami). Chęć dyskryminowania (imigrantów, kobiet, osób LGBT itp.) przeważyła nad tradycyjnym amerykańskim umiłowaniem równości. Irracjonalizm, chaotyczna destrukcja i pseudokonserwatyzm na dobre wróciły do politycznego menu. Jak na to odpowiedzieć? Miejmy nadzieję, że obędzie się bez wojny. Ale z pewnością nie obędzie się bez walki ideowej, bez nowego projektu na świat, w którym wszyscy wreszcie znajdziemy swoje miejsce, punkty odniesienia i godność.
Czytaj więcej: Theodor W. Adorno, Osobowość autorytarna, przeł. M. Pańków, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010.
Komentarze
Myślę, że lepiej mówić o postawach autorytarnych.
Natomiast nie można Trumpowi odmówić poglądów, przecież cały czas widziwiano nad jego poglądami.,że prostackie niespójne , głupie, szowinistyczne, rasistowskie . Czyli nie wygrała lojalność , jak pani pisze, tylko wspólnota poglądów.Czy nadchodzą wieki ciemne? Chyba tak musi być ,że Oświecenie co jakiś czas ustępuje miejsca, no właśnie czemu?
Natomiast w psychiatrii się takiego czegoś nie wyróżnia. Choć psychologia sporo pisze o podobnych konstruktach, hak prawicowy autorytaryzm, orientacja na dominację społęczną itd.
A co ta wiedza daje na poziomie praktycznym, np. przy podejmowaniu decyzji wyborczych przez Smitha, czy Kowalskiego? Oni nie idą do urn z „Osobowością autorytarną”Adorno pod pachą.
Trump, Le Pan , Farange, Grillo, Orban, czy Kaczyński skorzystali z tego co na srebrnej tacy podsunęły im owe niby oświecone, wykształcone, demokratyczne elity, które dziś nawet nie pamiętają co oznacza słowo „demos”, ale trzęsą się z oburzenia, że ktoś im zabrał, czy ma zamiar zabrać władzę – pozostawienie milionów zwykłych obywateli ich losowi.
Jak politycy odwracają się dupą-stroną do ludzi, to prędzej, czy później obrywają kopniaka. Tym razem trafiło na amerykańskich demokratów.
„Lewak” i „lewactwo” staly sie u nas wyzwiskami nie majacymi nic wspolnego z pojeciem lewicy. Dlatego bardzo trafne wydaje mi sie opisane przez Autorke pojmowanie „lewactwa” jako „wyraznych opinii, ktore wymuszaja konfrontacje i ustalenie wlasnego stanowiska”. Niezalezne opinie zaklocaja przyjety obraz swiata, wywoluja lek i ucieczke w strone hierarchii i autorytaryzmu. To przypomina niegdysiejsze pietnowanie slowem „wolnomysliciel”. Wydawaloby sie, ze wolnosc i myslenie to zjawiska pozytywne, wolnomysliciel w spoleczenstwie religijnym byl jednak niebezpiecznym wywrotowcem. Dzisiaj w Polsce jest nim „lewak”. Dla prawomyslnych lewakiem jest zarowno prof.Hartman jak i red.Szostkiewicz. Lewackie sa GW i Polityka i wszystko co traci samodzielnoscia opinii. Przezywamy jakis potworny odwrot od ducha Oswiecenia.
Aczkolwiek koncepcja „osobowości autorytarnej” ma swój powab, osobiście jestem coraz bardziej zmęczony niewielkim potencjałem predykcyjnym tego i wielu innych lewicowych konstruktów. W sumie, one faktycznie mają w sobie wiele z „naukowej zniewagi” – w tym sensie, że to brzmi jak werdykt jakiegoś konsylium lekarskiego, które pochyla się nad wzburzonym chłopem, któremu właśnie dworscy poborcy zabrali dwie trzecie zbiorów i orzeka:
– czoło niskie, oczy wąsko osadzone, zapadnięte, twarz bez wyrazu, zacięta, czaszka ogólnie mała, ogólne cechy kretynizmu…
W ogóle cały ten dyskurs postmodernistyczny nacechowany jest czymś takim, co skutkuje negatywnym nacechowaniem tego wszystkiego, co w praktyce politycznej i społecznej przekłada się na pasjonarność kultury (termin Lwa Gumiłowa).
Mam na myśli, że prawidłowa konstatacja, że społeczeństwo z natury jest hierarchiczną strukturą dominacyjną staje się w postmodernistycznym dyskursie lewicowym nie tyle okazją do tego, żeby analizować źródła i przyczyny takiego a nie innego ukształtowania tej struktury, nie do tego, żeby zastanowić się nad tym, w jakim kierunku idą zmiany i czy to dobrze a nawet nie nad tym, jak wpływać na kierunek tych zmian, ale raczej do frontalnego ataku na sam fakt opartej na hierarchiczności dominacji.
Tymczasem taka frontalna dekonstrukcja powoduje tak głębokie naruszenie stabilności społecznej, że mobilizuje szeroką reakcję, co oczywiście Agata Czarnacka et consortes ponownie interpretują jako „bezczelny atak” ze strony tych wstrętnych, zacofanych samców… Jałowość tego dyskursu od pewnego czasu po prostu już mnie mierzi.
@kruk
Mamy romantyzm.