Kto się boi Olgi T.? Polityczna filozofia autorki „Biegunów”

Bardzo się cieszę z Nobla dla Olgi Tokarczuk. Wpadłam na jej książki gdzieś w liceum, od zawsze rezonowały, towarzyszyły mi, współkształtowały postrzeganie świata. Nie tyle dowiadywałam się od niej różnych rzeczy, ile raczej potwierdzała moje intuicje.

Mój dziadek był myśliwym. Ale mniej myśliwym w sensie posiadania strzelby i przechytrzania zwierzyny, choć jestem pewna, że męsko-gromadny aspekt polowań, które jego koło organizowało dwa-trzy razy do roku, bardzo go kręcił. Ze mną jednak dzielił się doświadczaniem lasu. Czytaniem tego, co się w nim wydarzyło. Przewidywaniem, co się wydarzy. Głębokimi oddechami. Nudą. Ciszą. Dzięki wyprawom z dziadkiem pojęcie, choć nie słowo, ekosystemu poznałam razem z pojęciem drzewa.

U Tokarczuk odnalazłam to samo zrozumienie przeszczepione na grunt społeczny: odpowiedzialność za ekosystem splata się z indywidualnym pragnieniem… Projekt społeczny Olgi Tokarczuk, społeczeństwa komunikacyjnego w najtwardszym rozumieniu tego słowa, społeczeństwa-ekosystemu – to projekt, który i mnie jest bardzo bliski.

Tokarczuk pokazuje nam także, że ściganie marzeń jest osią człowieczeństwa.

Ważnym pojęciem w psychologii podróżnej jest pragnienie, to ono istocie ludzkiej nadaje ruch i kierunek oraz – pobudza w niej lgnięcie ku czemuś. Pragnienie samo w sobie jest puste, to znaczy wskazuje tylko kierunek, lecz nie cel; cel bowiem zawsze pozostaje fantasmagoryczny i niejasny; im do niego bliżej, tym bardziej staje się enigmatyczny. W żaden sposób nie można takiego celu osiągnąć ani tym samym zaspokoić pragnienia. Pojęciem, które unaocznia ten proces dążenia, jest przyimek „ku”. Ku-czemu.

– czytamy w „Biegunach”.

Ale przecież nie chodzi tylko o wyizolowaną sytuację podróży. To życie jest jedną wielką podróżą: przez przestrzeń, kiedy wystawiamy stopę za próg domu; przez czas, kiedy bierzemy oddech, który nieuchronnie prowadzi nas do transformacji w procesie oddychania komórkowego.

Dlaczego więc nie patrzymy na siebie i na ludzi wokół, jakbyśmy byli w podróży? Dlaczego nasze systemy polityczne nie pasują do bycia w ruchu? Od zaledwie kilku lat dla ludzi w moim wieku to niecała połowa życia, w strefie Schengen dowód osobisty jest zarazem paszportem. A już rozmawiamy o tym, że trzeba to zmienić; do władzy dochodzą siły, które chcą to zlikwidować ze względu na ryzyko i trudności, które to generuje dla systemu. To może lepiej zmieńmy sam system?

Ruch – podróże, latanie czy spacery – wcale się wzajemnie nie wyklucza z zakorzenieniem. Te dwa pozornie przeciwstawne pojęcia spotykają się i splatają w pojęciu ekosystemu. Ekosystem jest twórczym spotkaniem różnic, metaorganizmem w wiecznym poszukiwaniu równowagi. Kiedy spojrzymy na to politycznie, zrozumiemy, że zaburzonej równowagi klimatycznej, zagrożonego współistnienia gatunków nie da się przywrócić inaczej, niż myśląc o polityce, państwie, organizacjach ponadpaństwowych – właśnie w kategoriach ekosystemu.

Oczywiście myślenie w kategoriach ekosystemu wymaga myślenia systemowego, nie tylko zresztą myślenia – intuicji, ryzyka, samoograniczania, szacunku dla odmienności, zdolności do pluralistycznego harmonizowania odmiennych wizji i wątków ideowych, zrozumienia dynamiki życia społecznego i biologicznego, nastawienia raczej na zmiany niż na stałość. To wartości i umiejętności nowej polityki, bez której po prostu zginiemy.

Tak, to wszystko (i więcej) wyczytać można z książek Olgi Tokarczuk. Laureatki Nagrody Nobla z literatury.