Opozycja będzie sieciowa albo nie będzie jej wcale
Głosowanie nad projektem „Ratujmy Kobiety” przypieczętowało losy aktualnej opozycji parlamentarnej. Inna rzecz, że projekt reprezentowania połowy głosujących Polek i Polaków przez niewychylanie się, czołobitność wobec kleru i treści narodowych, a także nieprzygotowywanie się do sesji sejmowych, „bo to i tak nie będzie miało żadnego znaczenia”, musiał w końcu kiedyś upaść.
Gdyby PiS zadecydował w najbliższych tygodniach o rozwiązaniu parlamentu, w miejscu dzisiejszej opozycji ziałby wielki krater. Częściowo zapełniłby go PiS, uzyskując może nawet większość konstytucyjną. W tzw. terenie jest jednak sporo działaczy, którzy mogą zamienić się w aktorów politycznych.
Na przykład partia Kukiz’15 w oczach swojego elektoratu nie skompromitowała się na tyle, żeby jej odmawiać poparcia. Zważywszy że już w tej kadencji bez skrępowania wprowadziła na polityczne salony takich ludzi jak Robert Winnicki z Młodzieży Wszechpolskiej, może się okazać politycznym „hubem” dla różnego autoramentu narodowców. Chyba że ci wystartują sami… Dotychczas coś takiego było nie do pomyślenia, ale PiS naprawdę poluzował standardy odnoszące się do skrajnej prawicy. Następny skład Sejmu może więc znacznie bardziej przypominać parlament węgierski, z oscylującą wokół konstytucyjnej większością Fideszu i mocną reprezentacją faszyzującego Jobbiku…
Rządy nacjonalistycznej prawicy mogą, ale wcale nie muszą być jedyną przyszłością Polski. Upadek państwa, który by za sobą pociągnęły, wciąż można powstrzymać. To będzie wymagało gigantycznego wysiłku ze strony „tego, co na lewo od PiS”, w dodatku w przyspieszonym politycznym tempie. I tak niecałe dwa lata pozostające do wyborów to mało jak na poważne przygotowania. Dlatego szanse mają tylko takie organizacje, ruchy i formacje, które już istnieją i dały się poznać społeczeństwu oraz potencjalnym wyborcom.
W tym miejscu pada pytanie o KOD. Komitet Obrony Demokracji sam z siebie najpewniej startować nie będzie – gdyby był w stanie przeobrazić się w byt polityczny, już dawno by to zrobił. Do tej pory jednak był ideowo za blisko Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej – jak ktoś o centrowym zestawie poglądów miał chęć na działalność polityczną, szedł raczej do tych partii, a jak na społeczną – wybierał KOD. Na pewno ciekawym rozwojem sytuacji byłoby jednak… wstąpienie działaczy partyjnych do Komitetu Obrony Demokracji. KOD mógłby powiedzieć ideowe „sprawdzam” i w ten sposób pomóc odzyskać posłom i działaczom polityczną wiarygodność. Nie wiem, czy jest to scenariusz prawdopodobny, gdyż podobieństwo polityczne zawsze budzi sporo emocji i animozji. Ale w historycznych momentach często stać nas na wielkość. Taka usieciowiona centrowa formacja jest możliwa, to na przykład hiszpańscy Ciudadanos, którzy wygrali liczbowo wybory w Katalonii.
Jednak najważniejsze słowo ma do powiedzenia lewica. Odrzucenie projektu „Ratujmy Kobiety” w pierwszym czytaniu wzbudziło społeczny gniew, który domaga się politycznej ekspresji. O ile w 2016 roku komitet ustawodawczy „Ratujmy Kobiety” składał się z grona zakoleżankowanych działaczek, które uzyskały znakomitą liczbę podpisów dzięki sieciom przyjaźni i kobiecego wsparcia, to już w 2017 roku był to projekt polityczno-społeczny. Komitet łączył osoby (komitety ustawodawcze zakładają osoby prywatne) z kilku ogólnopolskich organizacji i partii. Tym samym utworzył celową koalicję z Inicjatywą Polska Barbary Nowackiej, Razem, SLD, Zielonymi, Kongresem Kobiet, Dziewuchami Dziewuchom, Inicjatywą Feministyczną, Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet i wieloma innymi.
Ta „siatka siatek” w ciągu kilku miesięcy przezwyciężyła naturalne trudności wynikające ze zderzenia kilku tak różnych organizacji. Nie ma co udawać, że nie było zgrzytów – właśnie dlatego, że wszyscy byli zaangażowani, co chwila iskrzyło. Mimo to, a może dzięki temu się udało. Komitet, którego część z dumą zresztą stanowię, musiał odrobić lekcje z nowoczesnej kultury organizacyjnej. Jako pierwszy przeszedł ścieżkę zdrowia, którą w tej chwili będą musieli zaliczyć wszyscy politycy opozycji centrowej i lewicowej – jak pogodzić nasze „wodzowskie” przyzwyczajenia ze zniechęceniem „terenu” do politycznych celebrytów? Jak sobie poradzić z decydowaniem w niehierarchicznym, „sieciowym” modelu? Jak się nie rozpaść w obliczu okrutnych frustracji osób przyzwyczajonych do liderowania, które musiały podzielić się miejscem i decydowaniem z innymi liderkami i liderami?
Ten egzamin został zaliczony, z czego jestem bardzo dumna. Uważam, że demokratyczna polityka na całym świecie zmierza właśnie w tym kierunku. Kampania do prawyborów Berniego Sandersa, SYRIZA, Podemos, Ciudadanos, a wcześniej ruch Occupy (który jednak mimo genialnego potencjału społecznego nie uzyskał politycznej sprawczości, czyli nie zdał opisanego wyżej egzaminu…) – pokazują, że taka polityka jest możliwa. W takiej polityce może się odnaleźć sporo osób, które dziś nie głosują. To ważne, bo o ile PiS nie ma na razie partyjnego przeciwnika, z którym mógłby przegrać – Tusk na białym koniu jakoś nie nadjeżdża, a jak nadjedzie, może się okazać, że demokratycznie rozbudzone społeczeństwo jakoś nie bardzo… – to jednak wciąż może przegrać z wysoką frekwencją wyborczą, dzięki której mandaty przeliczą się dla niego mniej łaskawie.
Chciałabym, żeby sieciowa konstrukcja „Ratujmy Kobiety” wzmocniła lokalne liderki, które poznałam przez ostatnie lata działalności. W jednym miejscu będą to charyzmatyczne osoby z Razem, gdzie indziej „organiczne” liderki społeczne z Kongresu Kobiet, ostre i od lat wierne sprawie feministki z Inicjatywy Feministycznej, a jeszcze w innym miejscu, na przykład w Kielcach, osobowości związane z ruchem na rzecz świeckości. Taka koalicja mogłaby iść ramię w ramię z działaczami na rzecz środowiska czy miejskimi, którzy w samorządach obijają się od drzwi do drzwi i są coraz bardziej zdesperowani fasadowym traktowaniem ich postulatów. Inna polityka nie tylko jest możliwa, ona już się dzieje. Musimy tylko się „przyzwyczaić”, że obywatelskie zaangażowanie polityką być może, że przejrzystość i niehierarchiczność jest możliwa, a celebryci nie muszą dowodzić, mogą po prostu kibicować i dbać o widzialność ruchu.
Komentarze
Spodziewałam się kilku opcji, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że ten projekt uwali opozycja.
Może dobrze się stało. Już wiemy, że oglądanie się na Platformę nie ma sensu, a Nowoczesna nie bardzo wie, czym jest. Na razie wychodzi na to, że jest platformopodobna.
Tak, dziś w nocy myslałam o tym, na kogo teraz głosować i wymyśliłam, że na nas. Już wiem, że żadna partia, a tym bardziej partia, w której dominują panowie po pięćdziesiątce, nie będzie walczyć o respektowanie praw kobiet. Same je sobie musimy wziąć czyli wejść do parlamentu, ale nie jako partia kobiet, bo to bzdura, tylko jako ruch społeczny.
Próbowałam o tym porozmawiać z koleżanką z lokalnego Kongresu Kobiet, ale powiedziała, ze jest na razie w takim dołku, że nie chce jej sie o tym mysleć, a tym bardziej mówić.
Więc tak – jestem za.
Tylko że mam parę uwag co do udziału w takim ruchu SLD czy KOD. Mnie jako przeciętnemu wyborcy kiepsko się kojarzą.
Ja wiem, ze KOD nie jest winien, ale ciągle ciąży na nim brzemię alimenciarza Kijowskiego i nie wiem, kiedy zejdzie, a SLD to seksista Miller i Czarzasty. Prędzej odgryzę sobie rękę niż na nich zagłosuję.
Razem też jako partia nie bardzo mi odpowiada. Są zero-jedynkowi, albo wszystko albo nic, nieprzejednani, a ja trochę obawiam się radykałów.
Gdyby ktoś dziś zadał mi pytanie, na kogo będę głosować, odpowiedziałabym, że na Akcję Demokrację:)
A tak na poważnie – na nas, kobiety:)
To jakaś „popierdółka” jest, a nie opozycja. Takie wizerunkowe samobójstwo, takie samozaorania, taka „piękna” katastrofa w sprawie aborcji, wykonana przez „totalną opozycję”. Świat nie widział
Barbara Tuchman, napisała kiedyś książkę pod wymownym tytułem „Szaleństwo władzy”. Analizowała to zjawisko na różnych historycznych przykładach, dowodząc, że zawsze wygląda ono tak samo. Elity zamykają się we własnym kręgu, słuchają tylko samych siebie i wykreowanych przez siebie pochlebców, i im więcej dociera do nich sygnałów, że coś idzie nie tak, tym bardziej nie przyjmują ich do wiadomości, coraz bardziej zaciekle i z coraz większą irytacją obstając przy swoim
Cytat z tekstu p. Czarnackiej: „Uważam, że demokratyczna polityka na całym świecie zmierza właśnie w tym kierunku. Kampania do prawyborów Berniego Sandersa, SYRIZA, Podemos, Ciudadanos, a wcześniej ruch Occupy (który jednak mimo genialnego potencjału społecznego nie uzyskał politycznej sprawczości, czyli nie zdał opisanego wyżej egzaminu…) – pokazują, że taka polityka jest możliwa.”
To zaiste imponująca plejada aktorów „polityki demokratycznej”: przegrany prawyborów prezydenckich w USA, partia rządząca w peryferyjnym kraju-bankrucie oraz ruchy malkontenckie, do których nie dociera, że fundamentalne rekonfiguracje geopolityczne pociągają za sobą coraz większe redukcje w systemach socjalnych (welfare state). Jedynie Ciudadanos sprawiają w miarę rozsądne wrażenie. I to towarzystwo razem z sieciowymi polskimi feministkami etc. ma stawiać czoła wyzwaniom związanym ze zmierzchem globalnej polityki prodemokratycznej? Trudno dostrzec to podstawy dla optymizmu.
„Tym samym utworzył celową koalicję z Inicjatywą Polska Barbary Nowackiej, Razem, SLD, Zielonymi, Kongresem Kobiet, Dziewuchami Dziewuchom, Inicjatywą Feministyczną, Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet i wieloma innymi.”
Jeżeli to będzie organizowane głównie przez kobiety to nie macie szans na dobry wynik i to nie ze względu na mężczyzn tylko właśnie na kobiety, które nie są solidarne. Po drugie jesteście łatwym celem dla mówców z ambon, którzy będą mówić o was jak o tych, które chcą przede wszystkim „aborcji na życzenie”. „Mohery” spokojnie przykryją was beretami.
Jako lewica będziecie pewnie chcieli jeszcze więcej rozdawać pieniądzy niż PiS, ale kołtun polski jest podejrzliwy i to też może nie chwycić.
Co robić? Czekać aż to tak samo walnie jak komuna. W innym przypadku nikt palcem nie kiwnie. Oczywiście, chętnie bym się mylił.
A nie mówiłem, iż opozycja tylko chowała się za kobietami, bo własne manifestacje (milionowe 🙂 już się wyczerpały.
Ponadto, może należałoby zamienić narracje, w którą sama już (opozycja) przestaje wierzyć.
Dobrze, iż część posłów swoje przekonania postawiło ponad interes partyjny. To wielki plus!
„…..komitet ustawodawczy „Ratujmy Kobiety” składał się z grona zakoleżankowanych działaczek, które uzyskały znakomitą liczbę podpisów dzięki sieciom przyjaźni i kobiecego wsparcia, to już w 2017 roku był to projekt polityczno-społeczny. Komitet łączył osoby (komitety ustawodawcze zakładają osoby prywatne) z kilku ogólnopolskich organizacji i partii. Tym samym utworzył celową koalicję z Inicjatywą Polska Barbary Nowackiej, Razem, SLD, Zielonymi, Kongresem Kobiet, Dziewuchami Dziewuchom, Inicjatywą Feministyczną, Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet”
W tym spisie orrrganizacji brakuje jeszcze tylko „Związku Hodowczyń Jednorożców” z Pisza i „Lasek Wyzwolonych” ze Szczecina…. 🙂
Do „Berniego Sandersa, SYRIZA, Podemos, Ciudadanos, a wcześniej ruch Occupy” dodalbym jeszcze czynowników z „Ciuppy” czyli wsadzonych za wyludzanie kamienic….. no i oczywiscie „Paguyuban penyihir sapu tangan Yogyakarta” Tylko w takim towarzystwie mozna pisac historie Rzplitej !
Powaznie Droga Pani – jak obiecacie „tysiuncpińcet” dawcom nasienia to przejmujecie elektorat PSL-u i macie na 100% miejsce w Sejmie !!!
Demokracja ze swej natury ma charakter sieciowy i oddolny. Wolno wybrani ludzie tworzą partie (sieci) najpierw w okół konkretnych spraw, z czasem również wokół bloków spraw zwanych programami. Zatem w demokracji również partie mają charakter sieciowy.
To że w Polsce wolny oddolny wybór jest zupełnie zablokowany a partie (sieci) powstają tylko odgórnie i są ogólnie koncesjonowane medialnie świadczy właśnie o fasadowości demokracji w Polsce i fundamentalnym błędzie systemowym.
Nierządy PiS-u są ukoronowaniem i logiczną konsekwencją systemu dyktatury nomenklaturowej i odmowy dużej części obywateli brania dalszego udziału w wyborczej farsie. Upada nie demokracja, lecz jej fasada. Król stał się nagi, ale to ciągle ten sam król.
@snakeinweb: Pański pierwszy akapit zaskoczył mnie pozytywnie. Często czytam Pańskie komentarze, więc wiem, że prawie zawsze mają jeden i ten sam temat przewodni. Jest nim rzekoma blokada mechanizmów demokratycznych przez kartel partii politycznych. A jednak okazuje się, że rozumie Pan podstawowy mechanizm społeczny prowadzący do powstawania organizacji, które już Max Weber nazwał „partiami” (Parteien). W wielu innych Pańskich komentarzach (często okraszonych inwektywami lub wręcz wulgaryzmami) brak tej fundamentalnej refleksji.
Nie rozumiem jednak, dlaczego uważa Pan, że w Polsce partie polityczne tworzone są wyłącznie odgórnie i że nie dopuszczają one oddolnego tworzenia nowych partii. Przecież w okresie po 1989 powstało mnóstwo partii politycznych. Większość z nich już zniknęła, ale powstały i nadal powstają nowe.
Nie przeceniałbym również zasady oddolności. Już w bardzo wczesnych stadiach formowania ruchów społecznych i politycznych zwykle pojawiają się w nich bardziej charyzmatyczne jednostki, dokonujące agregacji ale zarazem i selekcji postulatów. Duże znaczenie mają też jednostki o zdolnościach organizacyjnych, w rękach których rodzi się zarazem władza wynikająca z przejmowania zadań koordynacyjnych (choćby udzielanie głosu w czasie dyskusji programowych). Ruchy społeczno-polityczne, w których nie dochodzi do tego rodzaju wewnętrznego różnicowania funkcjonalnego (tzn. przejmowania różnych funkcji przez różne osoby lepiej lub gorzej nadające się do wypełniania tych funkcji) pozostają efemeryczne i zwykle szybko znikają. Z socjologicznego punktu widzenia Pańskie pomysły wydają się więc zbyt wyidealizowane, aby mogły zaistnieć w rzeczywistości społecznej.
@Satoshi Politico
Pan nie rozumie istoty demokracji i nie stara się podjąć refleksji. Sieci zawsze są tworzone oddolnie i są kontrolowane oddolnie, co nie wyklucza istnienia w ich ramach liderów i prawdziwych „koni pociągowych”.
Proszę mi pokazać chociaż jedną partię w Polsce, która powstała w III RP i liczy 100 tys lub choćby 50 tys członków? Jak Pan nie potrafi, to znaczy, że mylą się Panu kreatury medialne z partiami politycznymi i że tkwi Pan w wirtualnej rzeczywistości medialnej, a w życiu nie widział na oczy rzeczywistej demokracji. Partia o wielkości 50-70 tys członków może w normalnej demokracji w 40 milionowym kraju powalczyć w wolnych wyborach o przekroczenie progów wyborczych. Partie walczące o reprezentatywną władzę i większość muszą mieć minimum 200 tys aktywnych członków.
Ja nie jestem przeciwko partiom politycznym o charakterze powszechnym, demokratycznym i obywatelskim, które zdobywają władzę i wpływy w powszechnych, równych i wolnych wyborach weryfikując się w równej konkurencji z obywatelami niezależnymi i lokalnie zrzeszonymi. Tylko w Polsce takich partii w ogóle nie ma, a te co są (oprócz PSL-u) uległyby zagładzie w wolnych wyborach.
Takie „partie” jak PiS czy PO mogą istnieć tylko w mediach i w dyktaturze partyjnych nomenklatur, a więc w pozornej demokracji. gdzie podeptano zasady demokracji i Konstytucję RP obierając obywatelom realną możliwość wolnego wyboru swoich reprezentantów. Wtedy te kreatury medialne są rzeczywiście „bezkonkurencyjne”. I działają swoim własnym światku jak gangsterskie mafie.
Pan nie broni żadnych partii tylko broni dyktatury zdegenerowanych kreatur medialnych. To ja chcę w Polsce normalnych partii i mogę nawet na nie głosować, jak mi pokażą dobrych kandydatów na moim osiedlu lub mojej ulicy. Na „partie” wykreowane i istniejące w telewizji nie zagłosuję nigdy.
Pan nie broni i nie rozumie normalnej demokracji tylko broni i rozumuje w logice „centralizmu demokratycznego” odziedziczonego z ruskiego kołchozu, w którym centralną dewizą jest „kierownicza rola nomenklatur partyjnych w państwie” i która jest pogwałceniem jądra demokracji.
snakeinweb
12 stycznia o godz. 21:12
„Na „partie” wykreowane i istniejące w telewizji nie zagłosuję nigdy.”
Znaczy na partie która zostanie odkryta w Beskidach a jej twórcy zostana opisani przez „National Geographic” to zaglosujesz !? 🙂
To juz glosuj na „sprytnego Rysia”
@murator
Gdybyś umiał czytać, to byś doczytał w moim komentarzu na jakie partie ewentualnie zagłosuję. A dokładniej na jakich ludzi zagłosuję.
Opozycja dopiero się ukształtuje. Nie będzie to opozycja kierowana przez Schetynę, ani przez Lubnauer.
Polska, jedyny kraj na świecie, gdzie upadła opozycja, a nie rząd
snakeinweb
13 stycznia o godz. 1:43
czytam,czytam i nie znajduje jasnego przekazu – zamiast tego wszyscy obrażeni że opozycja to d…y² ! Ten spis „zakoleżankowanych” znajomych Czarnackiej to jakas żenada… Ludzie oczekuja od panstwa konkretnego wsparcia -> +500 a nie widoku jakichs ciotek z parasolkami czy jeszcze lepiej wieszakami.
PS.
Jacek, NH
13 stycznia o godz. 9:55
Tak,tak – to jest hit którym powinni sie zajmowac socjologowie – no i socjolożki ! Z takimi tuzami jak „Grzechu” czy Frau Gräfin von Thun und Hohenstein und Überhaupt to można kury…. 😉
Pani Agato – świetny tekst i równie dobre przemyślenia. Mam nadzieję, że Pani wizja opozycji sieciowej, która ma szansę odebrać władzę dyktaturze, się ziści.
Oczywiście, skoro rzeczywistość nie dorasta do ideologicznych wymagań, poruszajmy się (mówię o opozycji) w świecie wirtualnym, nierzeczywistej narracji 🙂
agnese74
13 stycznia o godz. 11:14
Tak – odbierzmy wladze „dyktaturze” – w sieci ! 😉
W podobny sposób niemiecki kabarecista Gerhard Polt sfabrykowal (w sieci) mowę Hitlera który podpisal kiepską umowę leasingową z firma Ischmayer i oddal sprawę do sądu. Komedia….
https://www.youtube.com/watch?v=vuQfQvtLE2A
@snakeinwe –> Pańska odpowiedź potwierdza to, co napisałem w moim pierwszym komentarzu: Pańskie refleksje na tematy polityczne oderwane są od rzeczywistości, w której żyjemy. Czytane na papierze lub na ekranie kmputera wywołują u mnie wiele sympatii, ale w konfrontacji z realiami rozsypują się w oczach niczym ukraińska marynarka wojenna.
Zacznijmy od liczby członków partii politycznych: Nie ma w Polsce przepisów zabraniających komukolwiek stworzenia nowej partii politycznej, która przyciągnie 100 tys. albo i więcej członków. Nikt nie zabrania też obywatelom i obywatelkom wstępować do istniejących partii politycznych, aby stały się one bardziej liczne. Tak się jednak nie dzieje, jak Pan zauważył. To jest rzeczywistość społeczna tu i teraz. Rodzi się więc zasadnicze pytanie: No i co dalej? Czy w związku z tym, że żadna partia polityczna w Polsce nie jest w stanie zmobilizować do wstąpienia w swe szeregi nawet 50 tys. osób, należałoby zaprzestać wszelkiego rządzenia na terytorium Polski i ogłosić ją obszarem bezpaństwowym? Osobiście nie rekomenduję takiego rozwiązania, gdyż na faktycznie istniejących dziś na świecie obszarach bezpaństwowych (np. Afganistan, Somalia) demokracja i prawa człowieka mają się znacznie gorzej niż w Polsce (i tej sprzed PiS-u i nawet tej pod PiS-em).
Jeśli chodzi o istotę demokracji to ją rozumiem a co więcej sympatyzuję z nią. Jednakże nie przeszkadza mi to dostrzec istotę współczesnych systemów społeczno-ekonomiczno-politycznych, w których zasada demokracji ma większe szanse na jej realizację niż gdziekolwiek indziej. Te systemy w wymiarze politycznym nigdy nie są oparte wyłącznie na zasadzie demokracji. Nie mniej istotne są dwie inne „kracje” 1. biurokracja czyli innymi słowy zhierarchizowane zarządzanie i 2. „ekspertokracja” tzn. dążenie do opierania działań na wiedzy fachowej (eksperckiej), która z natury rzeczy nie jest demokratyczna, lecz dostępna dość wąskim grupom jednostek, wyspecjalizowanych w ramach ogólnospołecznego systemu podziału pracy. Współczesne systemy polityczne w krajach Zachodu (do którego zaliczam także Polskę) mają na celu wyważanie wzajemnego stosunku tych trzech „kracji” tzn. zapewnienia możliwie optymalnego połączenia reprezentatywności i demokratycznej legitymizacji działań politycznych z ich skutecznością oraz fachową słusznością.
Tu dochodzimy do poruszonej przez Pana kwestii reprezentatywności. Kontrastuje Pan „partyjne nomenklatury”, będące „kreaturami medialnymi”, z „normalnym” partiami, które „pokażą” Panu dobrych kandydatów na Pańskim osiedlu lub Pańskiej ulicy. To kolejna fundamentalna iluzja zważywszy współczesne wyzwania rzeczywistości. Znaczna część zagadnień, którymi zajmuje się polityka, nie są zagadnieniami natury lokalnej, tylko natury ogólnonarodowej (państwowej), ponadnarodowej (międzypaństwowej) lub wręcz ogólnoświatowej (globalnej). W nowoczesnych państwach nie ma polityki edukacyjnej ulicy Mickiewicza w przysłowiowym Pcimiu Dolnym, ani polityki obronnej osiedla domków jednorodzinnych w niemniej przysłowiowych Kaczych Dołach. (Nota bene: realna potrzeba polityki obronnej na poziomie osiedla jest jedną z najwybitniejszych charakterystyk obszarów bezpaństwowych oraz upadających państw.) Stąd też złudnym jest przekonanie, że „prawdziwa” demokracja wymaga wyboru reprezentantów bezpośrednio w możliwie jak najmniejszych jednostkach terytorialnych. Słuszniejszym i skuteczniejszym jest dokonywanie wyboru na podstawie programowej tzn. poprzez listy partyjne lub (tak jak np. w RFN) powiązanie wyborów w okręgach jednomandatowych z wyborami z list partyjnych (tzn. programowych). Zasadniczym problemem głosowania na „konkretnych ludzi” reprezentujących małe jednostki terytorialne jest rozdrobnienie wynikające z kierowania się potrzebami lokalnymi, a nie szerszymi wizjami programowymi na miarę wyzwań współczesnego świata. Stąd też Pańskie wizje wpisują się w ten rodzaj sympatycznej, lecz mimo to szkodliwej zaściankowości, na którą zwróciłem uwagę w moim komentarzu do wcześniejszego wpisu blogowego pani Czarnackiej. Fetyszyzacja maksymalistycznych postulatów demokratycznych traci moc przekonywania w świecie postdemokratycznym, w którym ma miejsce zmierzch dominacji demokratycznego Zachodu.
Jiba
12 stycznia o godz. 14:51
Chyba widzisz że w Polsce sytuacja polityczna jest daleka od normalności.
Wyraźnie J.Kaczyński dąży do zlikwidowania demokracji w czym pomaga mu kler i wielka ilość idiotów. To że Kaczyński dąży do władzy absolutnej powinien widzieć już każdy interesujący sie polityka (oczywiście jeżeli nie jest fanatykiem)
Teraz już nie można głosować normalnie , ale przeciw PiS, bo ten jest ogromnym zagrożeniem dla Polski i żyjących tu ludzi. Na razie mamy 4 opozycyjne liczące się partie (PO, N, SLD, PSL, Kukis nie jest żadna alternatywa) z których najmocniejsza jest PO. Głosować trzeba będzie w zależności od poparcia jakie te partie będą miały tuz przed wyborami i nie można powtórzyć błędu z 2015r gdzie właśnie zlekceważono zagrożenie PiS’em